środa, 10 grudnia 2014

Piernikowy ludzik.

A jednak zacznę od kulinariów - cud, jak się patrzy ;)
W obliczu chęci dekorowania pierniczków, jaką nieoczekiwanie wykazało moje starsze dziecko, musiałam przełamać swoje opory i zabrać się za pieczenie świątecznych ciasteczek. Przepis znalazłam w świetnej dziecięcej książeczce "Mama, tata, patelnia i ja". Foremkę w ubiegłym (?) roku dostaliśmy w bonusie od pewnej sieci telefonii komórkowej jako wolontariusze WOŚP. Udało się wygospodarować trochę przestrzeni na kuchennym stole (uwierzcie, nie było to łatwe, jest obecnie zawalony materiałami do produkcji upominków świątecznych) i zrobiłam kilka blach pierniczków (jedna spalona partia poszła na stratę). Uzbrojone w tę jedną, jedyną foremkę (niektórzy znajomi zarzucili mi potem, że zabrakło akcentów muzycznych w tej radosnej twórczości), kilka zleżałych akcesoriów do zdobienia ciast oraz przepis na lukier ze starego zeszytu Babci Lusi ochoczo zabrałyśmy się do zdobienia. Oto rezultaty:












 
Nie są to może dzieła sztuki, ale ubawu było co niemiara, a i gęby znajomych się śmieją na widok tych cudaków. Niezadowolonych z braku akcentów muzycznych pocieszę, że cały czas towarzyszyły nam dźwięki kolędy "Jingle bells" granej przez migoczący kolorowymi gwiazdkami budzik mojego dziecka (prezent od Mikołaja, a co!). I tylko ciągle zastanawiam się, czemu uporczywie wraca do mnie cytat z bajki niegdyś często czytanej córeczce: "Biegnij, biegnij, nogami fikaj, lecz nigdy nie dogonisz piernikowego ludzika".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz