poniedziałek, 2 listopada 2015

Zaległości...

Nie, nie. To nie jest tak, że przez ostatnich kilka miesięcy nic nie robiłam. Byłam na macierzyńskim. A jeśli ktokolwiek myśli, że urlop macierzyński ma cokolwiek wspólnego z urlopem czy
z wypoczynkiem, to jest w dużym błędzie. Zwłaszcza, jeśli ma się nadaktywnego malucha, który sieje spustoszenie, w którąkolwiek stronę się obróci. 

Zrozumiałym więc jest, że mój warsztat pracy z kuchennego stołu musiał zniknąć. Półeczka
z koralikami, nićmi, sznurkami i czym tam jeszcze - również, o ile nie miałam ochoty wyławiać tego
z nocnika. A wierzcie mi, nie miałam. Wystarczy mi wyławianie
z toalety pilotów do telewizora czy DVD albo z wiadra z wodą do mycia podłóg butów, szczoteczek do zębów i zabawek... Ot, uroki macierzyństwa.


Ale! 

To nie tak, że odtąd wyłącznie karmię, przewijam, pilnuję. Otóż jakiś czas temu udało mi się popełnić kilka par kolczyków. Zdaje się w lipcu (wtedy jeszcze mała pocieszka trochę więcej sypiała). Tylko jakoś nie było już czasu się z tym upublicznić, bo pojawiły mi się jakieś drobne problemy
w komunikacji na linii telefon (czyli aparat) - komputer. Udało mi się je jednak obejść i oto wreszcie się chwalę. 


Kilka modeli (większość już znalazła właścicielki i mam nadzieję,
że kolczyki dobrze się noszą
i przynoszą im wiele radości):









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz